top of page

  Nieobecne, ale czujne.

 

 

    za to co uczyniliÅ›my miÅ‚oÅ›ci, przepraszam

    skoro ja jestem cieniem

    ty sÅ‚oÅ„cem musisz być

 

​

    Dwoje jeźdźców tkwi niewzruszenie, pomiÄ™dzy stabilnoÅ›ciÄ… lÄ…du a pulsem morza. DÅ‚ugo obserwujÄ… stojÄ…cy na wysokim klifie zamek, którego dni już dawno przeminęły.

    On, w sile wieku, przechylony w siodle, kryjÄ…cy siÄ™ w cieniu. Spod kaptura dÅ‚ugiego pÅ‚aszcza wydostaje siÄ™ jedynie zimno oczu. Co jakiÅ› czas porusza ramionami, jakby bezwiednie próbowaÅ‚ dopasować przesÅ‚oniÄ™ty ubraniami pancerz.

    Ona, jeszcze dziecko, przesadnie wyprostowana. Nadyma policzki w próbie poruszenia sytuacji. Jasne kosmyki wymykajÄ… siÄ™ spod weÅ‚nianej czapki, ciemne oczy spoglÄ…dajÄ… na bÅ‚Ä™kitny, wietrzny dzieÅ„, okrÄ…gÅ‚e okulary zsuwajÄ… siÄ™ z zadartego nosa. Niecierpliwie poprawia rÄ™kawiczki.

- Raczej ruina niż zamek - mówi powoli mężczyzna.

- Będziesz się czuł jak w domu - odpowiada po chwili dziewczynka.

 

    UÅ›miecha siÄ™ wyczuwajÄ…c na sobie jego urażone spojrzenie.

​

​

​

​

    Dziewczynka z trudem otwiera skrzydÅ‚o drzwi do jego gabinetu. Ciemność panujÄ…cÄ… wewnÄ…trz rozÅ›wietlajÄ… jedynie nieliczne Å›wiece, ogromne okna lÅ›niÄ… odbiciami nocy. Atmosfera pielÄ™gnacji jej nie dziwi. Tutaj uwznioÅ›la siÄ™ smutek.

    Drzwi zamykajÄ… siÄ™, ciche klikniÄ™cie zamka rozbrzmiewa wyraźnie. Dziewczynka oplata ramionami przyniesione przez siebie opasÅ‚e tomiszcze, odgradzajÄ…c siÄ™ od mroku, w który wstÄ…piÅ‚a. Udaje, że rozglÄ…da siÄ™ po póÅ‚kach z książkami i dziwnymi przedmiotami, tak naprawdÄ™ patrzÄ…c na niego, siedzÄ…cego za biurkiem z ciemnego drewna, z gÅ‚owÄ… podpartÄ… dÅ‚oniÄ…. Na maÅ‚Ä…, stalowÄ… figurkÄ™, którÄ… stuka w otÄ™pieniu o blat. Drażni jÄ… to stukanie.

- Cześć - mówi dziewczynka, przekrzywiajÄ…c gÅ‚owÄ™ w niemym pytaniu. Cisza. Ciemna plama z jarzÄ…cymi siÄ™ oczyma oddycha gÅ‚Ä™boko. Odsuwa dÅ‚oÅ„ od czoÅ‚a, unosi wzrok i patrzy na niÄ….

- Cześć.

    Dziewczynka wie, że poprzednie próby zwrócenia jego uwagi i wyrwania z letargu byÅ‚y zbyt proste, ale czuje, że tym razem może siÄ™ udać. Wskazuje przyniesionÄ… ksiÄ™gÄ™ i zaczyna opowiadać. On nie patrzy już na niÄ…, tylko na okno, widzÄ…c tam może jakÄ…Å› zjawÄ™ bÄ…dź odbicie. Stuka swojÄ… figurkÄ… o blat.

    Ona mówi mu o szalonym kapitanie, który w lochach swej warowni wiÄ™zi bestiÄ™. BestiÄ™, która pożarÅ‚a Å›wiat i przeszywa swego pana strachem tak paraliżujÄ…cym, że i jego czyni więźniem.
   O Å›mierci i grozie. O snach o potÄ™dze.

    Mówi, że to tylko legenda, ale sprawdziÅ‚a, gdzie stoi ten zamek.

 

    Stukanie urywa siÄ™ i w komnacie zapada cisza.

​

​

​

    Nieobecne, ale czujne.

 

​

​

 

    Podjechali do twierdzy dopiero wieczorem. Tak jak Å›wiatÅ‚o wypeÅ‚niaÅ‚o mężczyznÄ™ drżeniem, tak noc przynosiÅ‚a spokój. Cokolwiek mieli znaleźć, wolaÅ‚ stawić temu czoÅ‚a w cieniu.

    Ciężka brama zamczyska, skÄ…panego teraz w bÅ‚Ä™kitach i zieleniach, byÅ‚a otwarta. SiedziaÅ‚ przy niej krÄ™py, obrażony czÅ‚owiek, ubrany jak przystaÅ‚o na prostaka, którym byÅ‚. WyminÄ™li go w milczeniu ponurych spojrzeÅ„.

    PodupadÅ‚e budynki drżaÅ‚y pod naporem Å›wiszczÄ…cego w wyniszczonych murach wiatru. Nieliczne figury poruszaÅ‚y siÄ™ w sÅ‚abym Å›wietle ognisk, rozbrzmiewaÅ‚o odlegÅ‚e echo kroków. Twierdza umarÅ‚a dawno temu, ale nic nie zajęło jej miejsca. ZatarÅ‚a siÄ™ granica snu.

    Przez gÅ‚ównÄ… bramÄ™ stoÅ‚pu wyszÅ‚a mÅ‚oda, blada kobieta w czarnej sukni i o czarnych wÅ‚osach. Stanęła u szczytu skromnych schodów, otoczona nikÅ‚ym Å›wiatÅ‚em wydobywajÄ…cym siÄ™ z trzewi zamku. Mężczyzna i dziewczynka podjechali do niej nieÅ›piesznie.

- Przybywacie z daleka - powiedziała kobieta spokojnym, chłodnym głosem. Mężczyzna odpowiedział lekkim skinieniem głowy.

- A dokÄ…d zmierzacie?

- Na póÅ‚noc. Szukamy goÅ›ciny.

    PrzypatrywaÅ‚a siÄ™ im dÅ‚uższÄ… chwilÄ™.

- Udzielam wam jej - powiedziaÅ‚a i skinęła rÄ™kÄ…. Z drewnianego budynku, który musiaÅ‚ być stajniÄ…, niechÄ™tnie wychynęło dwóch chÅ‚opców o umorusanych twarzach i poczochranych wÅ‚osach.

 

 

    Ciemność skrzesaÅ‚a pojedynczÄ… iskrÄ™, a Å›wiatÅ‚o zabÅ‚ysÅ‚o na szkle, za którym powoli zanikaÅ‚ przestwór morza. OgieÅ„ zataÅ„czyÅ‚ w kominku, rozganiajÄ…c chÅ‚ód w szczeliny pomiÄ™dzy kamieniami.

    Dziewczynka i mężczyzna stali zaskoczeni na Å›rodku przestronnej komnaty. Dywany, fotele, ogromna kanapa naprzeciwko kominka, nawet skromna biblioteczka. Dalej, pod szerokimi oknami, stóÅ‚ i krzesÅ‚a sprawiajÄ…ce wrażenie caÅ‚kiem nowych. Dwie wygodne sypialnie i Å‚azienki. Przyjemny zapach. CiepÅ‚a kolacja, przyniesiona wkrótce potem.

    Najwyraźniej zÅ‚udzenie życia wciąż tliÅ‚o siÄ™ na niewidzialnych obrzeżach twierdzy.

 

 

    Dziewczynka wyszÅ‚a ze swojej sypialni z rÄ™cznikiem na gÅ‚owie. Mężczyzna siedziaÅ‚ przy stole. Przed nim, okÅ‚adkÄ… do góry, leżaÅ‚a otwarta książka. PatrzyÅ‚ przez okno, chociaż widać za nim byÅ‚o już tylko odbicie pokoju. Ostatnie przejawy dnia rozmyÅ‚y siÄ™ w powietrzu.

- Co jest? - zapytała.

- Miałem dziwaczne wrażenie. Dawno zapomniane wspomnienie.

- O czym?

- Zniknęło zanim zdążyłem je nazwać. - Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Wolałbyś pamiętać?

- Nie wiem. - PrzeniósÅ‚ wzrok na protegowanÄ…. - Niczego tutaj nie jestem pewien.

    Nie byÅ‚o sÅ‚ów, byÅ‚y spojrzenia. Dziewczynka zniknęła na chwilÄ™ w swoim pokoju, zostawiajÄ…c mężczyznÄ™ samemu sobie, szybko jednak wróciÅ‚a, tym razem ubrana w grubÄ… bluzÄ™. PodeszÅ‚a do niego i drobnÄ… dÅ‚oniÄ… zmierzwiÅ‚a mu wÅ‚osy.

- Bardzo bym chciaÅ‚a obejrzeć te wszystkie stare obrazy, które widziaÅ‚am po drodze.

    ZgodziÅ‚ siÄ™ przymkniÄ™ciem oczu.

 

 

    DrgajÄ…cy pÅ‚omieÅ„ pojedynczej Å›wiecy rozjaÅ›niaÅ‚ ciemne korytarze.

    Szli przed siebie przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ kolejnym dzieÅ‚om. Skuty lodem port peÅ‚en zniewolonych statków, z potężnÄ… basztÄ… w tle, na ogromnym pÅ‚ótnie.   Mężczyzna o dziwnej postawie, w eleganckim mundurze i ekscentrycznej masce. Raczej typowy obraz żaglowca. DostrzegajÄ…c szramy i przetarcia na ramie, mężczyzna nachyliÅ‚ siÄ™ by odczytać tytuÅ‚.

- Przebaczenie. Urocze imię dla okrętu pirackiego.

    Wyszli ostrożnie na krużganki i z góry przyjrzeli siÄ™ gÅ‚ównej sali, oÅ›wietlonej kilkoma lampami i Å‚unÄ… dochodzÄ…cÄ… z sÄ…siednich pomieszczeÅ„. PomiÄ™dzy gÅ‚ównym wejÅ›ciem, a stojÄ…cym na kamiennym podwyższeniu miejscu gospodarza, znajdowaÅ‚ siÄ™ dzielÄ…cy salÄ™ na póÅ‚ drewniany stóÅ‚. Zastawiony nieregularnie, jakby część korzystajÄ…cych z niego osób nie miaÅ‚a w zwyczaju po sobie sprzÄ…tać lub jakby brakowaÅ‚o ludzi do zajÄ™cia wszystkich miejsc.

    Nagle, po przeciwlegÅ‚ej stronie przestrzeni ponad salÄ…, rozlegÅ‚ siÄ™ niepokojÄ…cy chrobot, przywodzÄ…cy na myÅ›l ciÄ…gniÄ™cie po podÅ‚odze jakiegoÅ› ciężkiego przedmiotu. KamieÅ„ tarÅ‚ o kamieÅ„, a w każdym razie coÅ› tarÅ‚o o kamieÅ„. PrzytÅ‚umione rozmowy w pomieszczeniach na dole ucichÅ‚y, a Å›wiatÅ‚a przygasÅ‚y.

    Mężczyzna również zdusiÅ‚ swój maÅ‚y pÅ‚omieÅ„ i wokoÅ‚o zapadÅ‚a ciemność. PoczuÅ‚ dÅ‚oÅ„ dziewczynki na przedramieniu. PoprowadziÅ‚ jÄ… z powrotem w gÅ‚Ä…b korytarzy.

 

    CoÅ› nieustannie ciÄ…gnęło ich w dóÅ‚, jakby skaÅ‚y, na których postawiono niegdyÅ› twierdzÄ™, pulsowaÅ‚y pustkÄ…. Na schodach prawie wpadli na obrażonego mężczyznÄ™, stojÄ…cego z opuszczonÄ… gÅ‚owÄ… w rogu póÅ‚piÄ™tra, ale w koÅ„cu dotarli na parter, w pobliże gÅ‚ównego wejÅ›cia i sali tronowej.

    WybudzajÄ…c ich z dziwnego zamroczenia, w powietrzu pojawiÅ‚ siÄ™ dźwiÄ™k przypominajÄ…cy odlegÅ‚e, pokrywajÄ…ce siÄ™ rozmowy. Szepty poprowadziÅ‚y ich przed ogromny portret eleganckiej dziewczynki. MiaÅ‚a nie wiÄ™cej niż dziesięć lat, ciemne wÅ‚osy zaczesane do tyÅ‚u i twarde spojrzenie. Na jej wargach dopatrzyć siÄ™ można byÅ‚o lekkiego uÅ›miechu wykonywanego jednym kÄ…cikiem.

    Mężczyzna poÅ‚ożyÅ‚ dÅ‚oÅ„ na pÅ‚ótnie. ZamknÄ…Å‚ oczy, a jego barki napięły siÄ™ gwaÅ‚townie. Metal poruszyÅ‚ metal i obraz otworzyÅ‚ siÄ™, odsÅ‚aniajÄ…c opadajÄ…ce schody.

    Powoli, niemal niezauważalnie, ale w dóÅ‚.

 

​

​

​

    Dziewczynka poderwaÅ‚a siÄ™ na Å‚óżku.

    W jej pokoju staÅ‚ zgarbiony mężczyzna. MiaÅ‚ jasne szaty, ale w ciemnoÅ›ci wszystko zdaje siÄ™ ciemnym. Spod ogromnego kaptura wystawaÅ‚a siwa broda. DreptaÅ‚ po pokoju i próbujÄ…c gestykulować mówiÅ‚:

- Nie zwlekaj zbyt długo, drogie dziecko. Drogie dziecko. Każesz mi czekać, ale ja nie będę trwał niezmieniony. Odnajdziesz mnie i odkryjesz wrak.

    Starzec oparÅ‚ siÄ™ o Å‚óżko i spojrzaÅ‚ na dziewczynkÄ™. SpojrzaÅ‚ czarnymi, zionÄ…cymi pustkÄ… otworami.

- Nie zdołasz mnie obudzić.

    Dziewczynka poderwaÅ‚a siÄ™ na Å‚óżku.

 

​

​

​

    ZarzÄ…dczyni wiÄ™kszość czasu sprawiaÅ‚a wrażenie rozdrażnionej obecnoÅ›ciÄ… goÅ›ci. Teraz jednak z przejÄ™tÄ… minÄ… zatrzymaÅ‚a siÄ™ przed wejÅ›ciem do sali tronowej, jakby chciaÅ‚a ich o czymÅ› uprzedzić. ZrezygnowaÅ‚a jednak i już po chwili znikaÅ‚a w cieniu, zostawiajÄ…c ich przed obliczem wÅ‚adcy.

    Pan na zamku siedziaÅ‚ rozwalony na solidnym, choć mocno już zniszczonym, pozbawionym zbÄ™dnych zdobieÅ„ drewnianym tronie. WyglÄ…daÅ‚ jakby wÅ‚aÅ›nie wyciÄ…gniÄ™to go z grobu. Wychudzony, koÅ›cisty, wyblakÅ‚e oczy zapomniaÅ‚y już, że kiedyÅ› miaÅ‚y jakÄ…Å› barwÄ™. Ubrany elegancko, ze skromnÄ… koronÄ… na spuszczonej gÅ‚owie. DÅ‚ugie, czarne wÅ‚osy zwisaÅ‚y mu w nieÅ‚adzie.

    W oddali sÅ‚ychać byÅ‚o czyiÅ› nieÅ›pieszny Å›piew.

    Gdy w koÅ„cu zdoÅ‚aÅ‚ skupić wzrok, przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ im dÅ‚uższÄ… chwilÄ™. WskazaÅ‚ mężczyznÄ™ palcem, a ramiÄ™ drżaÅ‚o mu gdy je unosiÅ‚. ZarechotaÅ‚ chrapliwie, trochÄ™ strasznie a trochÄ™ zÅ‚oÅ›liwie.

- ZnaÅ‚em takich jak ty – powiedziaÅ‚ i rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ ponownie. - Jak ci siÄ™ podobaÅ‚a moja bestia?

    Dziewczynka uniosÅ‚a wysoko brwi, ale mężczyzna odpowiedziaÅ‚ bez Å›ladu zaskoczenia.

- Spodziewałem się nieco więcej.

- Zabijesz go? - zapytał władca unosząc głowę.

- SÅ‚ucham?

- Chcę, żebyś go dla mnie zabił.

    ZapadÅ‚a cisza. Mężczyzna uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ i zachowaÅ‚ milczenie. Gospodarz, wciąż mierzÄ…c przybysza wzrokiem, jeszcze gÅ‚Ä™biej zapadÅ‚ siÄ™ w swoje siedzisko.

- Kim on jest? - zapytała dziewczynka. Władca przybrał zdziwioną minę, jakby dopiero teraz ją zauważył.

- Moim bratem. Został uwięziony gdy był dzieckiem - odparł cicho.

- Ponieważ?

- Ponieważ zamordowaÅ‚ naszÄ… siostrÄ™. - Minione wieki pozwalaÅ‚y udawać, że mówi swobodnie, ale gniew odciskaÅ‚ swoje piÄ™tno na jego twarzy, gdy cedziÅ‚ odpowiedź.

- W obłędzie? - zapytał mężczyzna, a władca machnął ręką, dając do zrozumienia, że nikt się tego nigdy nie dowie.

- Gdy zrozumieliÅ›my co zrobiliÅ›my, byÅ‚o już za późno. Nic nie ginie na zawsze - wymamrotaÅ‚, po czym zakryÅ‚ twarz dÅ‚oniÄ….

- Ty musisz to zrobić. Ty to zrobisz. Twój nauczyciel siÄ™ nie zgodzi – dodaÅ‚ po chwili.

    Mężczyzna i dziewczynka wymienili spojrzenia, jedno rozbawione, a jedno przerażone.

 

 

 

 

    Mężczyzna pokonaÅ‚ dÅ‚ugie, strome schody wykute w zboczu klifu. PrzeszedÅ‚ przez szarpane wiatrem wydmy i stanÄ…Å‚ na skraju plaży. Daleko na póÅ‚nocy widniaÅ‚ szkielet okrÄ™tu. KiedyÅ› ogromny i dumny, teraz gniÅ‚ przewrócony i zapomniany. GwaÅ‚towne fale raz za razem obmywaÅ‚y jego popÄ™kane żebra sterczÄ…ce z piasku.

    Na poÅ‚udniu nie widniaÅ‚o zupeÅ‚nie nic.

    DostrzegÅ‚ dziewczynkÄ™ siedzÄ…cÄ… nad odlegÅ‚ym brzegiem. Wiatr zatarÅ‚ już jej Å›lady.

 

- Nie wiem – powiedziaÅ‚a, gdy stanÄ…Å‚ przy niej. - Nie potrafiÄ™ o niczym zadecydować.

    UniosÅ‚a wzrok, a on odwzajemniÅ‚ spojrzenie. Nie wiedziaÅ‚a czy patrzy czule czy przenikliwie. OdwróciÅ‚a siÄ™ od niego gwaÅ‚townie. ByÅ‚a zÅ‚a, choć nie wiedziaÅ‚a dlaczego. RozumiaÅ‚a, że nauka musi być trudna, aby byÅ‚a ważna. Ale ta wiedza niczego nie zmieniaÅ‚a.

- O czym myślisz? - zapytała.

- Widzisz ten statek? - odparÅ‚, wskazujÄ…c na póÅ‚noc - KiedyÅ› musiaÅ‚ być olbrzymi. NiósÅ‚ ze sobÄ… przerażajÄ…cÄ… legendÄ™ bestii pożerajÄ…cej Å›wiaty. Ale stÄ…d wydaje siÄ™ caÅ‚kiem maÅ‚y.

- A widzisz te fale? - powiedziała dziewczynka wskazując przed siebie i wytrzeszczając oczy.

    Mężczyzna uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.

- Co byś zrobił gdybyś był tu sam? - zapytała po długiej chwili milczenia.

- SpakowaÅ‚bym siÄ™ i odjechaÅ‚. Nie ma niczego co mógÅ‚by mi dać lub zabrać, aby skÅ‚onić mnie do pomocy.

- Ale jego brat cierpi. Cierpi bardziej niż inni. Ja nie chciaÅ‚abym tak trwać. Nie wiem dlaczego zrobiÅ‚ to co zrobiÅ‚, ale w tym miejscu nie ma chyba niczego oprócz krzywdy. BojÄ™ siÄ™ myÅ›leć gdzie zaczyna siÄ™ taka krzywda. I rezygnacja, która nikomu na nic nie pozwala. To jest straszna moc, taka rezygnacja, prawda?

- Możesz to zakończyć.

- Nie mogÄ™ znaleźć powodu. I bojÄ™ siÄ™. Wiesz, że inni już próbowali. ZresztÄ… to znacznie wiÄ™ksza odpowiedzialność niż jedno życie, o ile w ogóle można tak nazwać dekady gnicia w podziemnej klatce. Sam powinien to zrobić. Nie ma niczego co mógÅ‚by mi dać lub zabrać.

- Nie ma. Ale tutaj tylko ty możesz coś zmienić.

 

    OdszedÅ‚, gdy go o to poprosiÅ‚a. DÅ‚ugo obserwowaÅ‚ jÄ…, ukryty w cieniu, który z każdÄ… chwilÄ… rozwijaÅ‚ siÄ™ w kierunku morza i zagubionego dziecka, próbujÄ…cego odnaleźć siÄ™ w jego szumie.

 

 

 

 

    PrzygotowaÅ‚a siÄ™ samotnie, w niemym porozumieniu.

 

    Z trudem, ale zdecydowanie rozwarÅ‚a ciężkie wrota sali tronowej. SzÅ‚a cicho, ale szybko, jak ktoÅ› kto kroczy wzdÅ‚uż krawÄ™dzi i nie może siÄ™ zawahać. Zanim jÄ… zauważyÅ‚, dotarÅ‚a do poÅ‚owy ogromnego stoÅ‚u. ZmierzyÅ‚ jÄ… pogardliwym spojrzeniem, zapytaÅ‚ co robi. Nie odwracajÄ…c wzroku siÄ™gnęła nad ramieniem, ku rÄ™kojeÅ›ci. W eleganckim skupieniu wyciÄ…gnęła krótki, wÄ…ski miecz. Jego czubek zatoczyÅ‚ powolny Å‚uk. Oczy wÅ‚adcy rozwarÅ‚y siÄ™ w zdumieniu, wyprostowaÅ‚ siÄ™ na tronie. Gniewnym rykniÄ™ciem wezwaÅ‚ straże. Nieliczne postacie pojawiÅ‚y siÄ™ w cieniu krużganków i wnÄ™kach balkonów na wyższych piÄ™trach.

    Wtedy czarny dym spÅ‚ynÄ…Å‚ ze wszystkich stron ku sali. GÄ™stniejÄ…ca, ciemna mgÅ‚a zebraÅ‚a siÄ™ nad stoÅ‚em i uformowaÅ‚a mężczyznÄ™ kroczÄ…cego po nim powoli, uważnie, niemalże tanecznie. Ramiona miaÅ‚ szeroko rozwarte, w obu dÅ‚oniach dÅ‚ugie noże skierowane ostrzami do ziemi. Jego oczy zimne, nieruchome, widzÄ…ce wszystko. Po ustach peÅ‚zaÅ‚ dziwaczny, straszny uÅ›miech. Strażnicy nie wyÅ‚onili siÄ™ spomiÄ™dzy kolumn.

    WÅ‚adca próbowaÅ‚ odepchnąć dziewczynkÄ™, zasÅ‚onić siÄ™ chudymi, powykrÄ™canymi ramionami. Stanęła przed nim i ze zwierzÄ™cÄ… siÅ‚Ä… wbiÅ‚a ostrze w jego gÅ‚owÄ™, przez ucho. ZwiotczaÅ‚ natychmiast. Z jego ust chlupnęła czarna krew. Po chwili taka sama, gÄ™sta ciecz zaczęła sÄ…czyć siÄ™ spomiÄ™dzy kamieni tworzÄ…cych twierdzÄ™, a ciszÄ™ stopniowo zastÄ…piÅ‚a burza niezrozumiaÅ‚ych wrzasków. Nad ciaÅ‚em wÅ‚adcy zawisÅ‚ targany niewidocznym wichrem szary upiór, z ciemnÄ… dziurÄ… zamiast twarzy. ZawyÅ‚ przeraźliwie.

    Oblicze dziewczynki byÅ‚o spokojne, ale zniesmaczone. Smutne i urażone, jakby jednoczeÅ›nie chciaÅ‚a odwrócić wzrok i spojrzeć na wÅ‚adcÄ™ z pogardÄ…. Na twarzy mężczyzny malowaÅ‚o siÄ™ rozeÅ›miane szaleÅ„stwo.

    Potem wszystko ucichÅ‚o.

 

 

    PrzerażonÄ… zarzÄ…dczyniÄ™ spotkali przed otwartym obrazem, prowadzÄ…cym do lochu. W ciemność wkroczyli sami. Tam, gdzie wczeÅ›niej znaleźli udrÄ™czonego chÅ‚opca, teraz pozostaÅ‚y jedynie popioÅ‚y i stos zbrÄ…zowiaÅ‚ych koÅ›ci. RozbrzmiaÅ‚o, być może jedynie w ich gÅ‚owach, wypowiedziane w obcym jÄ™zyku sÅ‚owo.

    W szczÄ…tkach leżaÅ‚a prosta korona, zrobiona z maÅ‚ych pÅ‚ytek koÅ›ci sÅ‚oniowej. Mężczyzna przyklÄ™knÄ…Å‚ i ostrożnie jÄ… uniósÅ‚.

- To, jak sądzę, jest moje. Uprzejmie dziękuję.

- Co ona robi? - zapytała dziewczynka, dopiero teraz chowając broń.

    Mężczyzna spojrzaÅ‚ na towarzyszkÄ™ i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.

- Dopełnia nas wszystkich.

​

​

​

​

​

    Dziewczynka zatrzymuje siÄ™ na rozdrożu. Odwraca ku tkwiÄ…cej w bramie twierdzy, struchlaÅ‚ej zarzÄ…dczyni, przerażonej dawno zapomnianÄ… wolnoÅ›ciÄ…. Unosi dÅ‚oÅ„ w geÅ›cie pożegnania. NastÄ™pnie spoglÄ…da w stronÄ™, z której przyjechali, ale nie dostrzega tam niczego dobrego. Ze smutkiem pyta, czy wracajÄ….

    Mężczyzna nie odpowiada.

    Patrzy w przeciwnym kierunku.

bottom of page